wtorek, 4 stycznia 2022

CHRZEST MORSKI

CHRZEST MORSKI Na suficie mojej Kapitańskiej Tawerny jest wiele certyfikatów i dyplomów. Są dyplomy moje nagrody z konkursów literackich i wiele innych. Wśród nich są morskie dyplomy potwierdzające odbyte rejsy mojej rodziny- żony Krystyny, córki Magdaleny i syna Radosława. Ale jest też Certyfikat „Chrztu Morskiego” mojej żony Krystyny. W 1975 roku na m/s „Generale Świerczewskim” popłynęliśmy do Brazylii Mangaratiba i była wycieczka do Rio de Janeiro. Płynęła ze mną wtedy moja małżonka Krystyna. Przecinaliśmy więc równik i nadarzyła się okazja, żeby Ją ochrzcić. Ja byłem już dawno ochrzczony w 1967 roku na m/s „Szczawnicy” w podróży do portów Afryki, dlatego teraz mogłem, to ja między, innymi dokonać tego tradycyjnego obrzędu. Albowiem zgodnie z odwieczną marynarską tradycją, przekraczając równik należy ochrzcić tych, którzy go po raz pierwszy przekraczają, czyli Neofitów. Do dziś pamiętam smak cuchnącej borowinki, gdyż do beczki wsadzono mnie dwa razy i w dodatku głową w dół. Zadbano, abym zassał kilka łyków. Pamiętam ból umęczonego brzucha, gdy ściągnięto mnie z masztu. Wisiałem tam dłuższy czas na pasie strażackim, przełamany jak scyzoryk, zażywając „górskiego powietrza”. Jednak teraz z dumą noszę nadane mi wtedy morskie imię Orion. Potem wiele razy sam chrzciłem innych, a będąc kapitanem organizowałem Chrzty Morskie. Tym razem jednak na „Generale Świerczewskim” byłem drugim oficerem i pełniącym obowiązki lekarza. Dlatego na Chrzcie Morskim wystąpiłem jako lekarz, a sanitariuszem był steward. A było jak tradycja ceremoniału nakazuje: Już na tydzień przed równikiem po ogłoszeniu, że odbędzie się Chrzest Morski, załoga podzieliła się na dwie grupy - już ochrzczonych, czyli prawdziwych marynarzy, oraz Neofitów pozbawionych czci i honoru kandydatów na marynarzy. Dla tych ostatnich rozpoczął się teraz gorący okres przygotowań do doniosłej w marynarskiej karierze ceremonii. Neofici dręczeni byli wizjami okrutnych prób, jakich mogą oczekiwać, a które załamałyby niejednego Rambo. Na szotach pojawiła się bogato ilustrowana i wierszowana korespondencja między Neofitami a Świtą Neptuna. Diabły Neptuna opisywały, co to zrobią ze Wstrętnymi Neofitami. Oni zaś odpowiadali butnie, że niczego się nie boją, chociaż w gaciach mają już pełno. Wszyscy uczestniczyli w przygotowaniu stosownych strojów, dekoracji i narzędzi tortur. Świta tworzyła reżyserię ceremonii, rozdzielała role, które każdy sam musi przygotować. Neofici, przykładając się przy produkcji insygniów władzy Neptuna, czy też garderoby Lucyfera i diabłów, mieli cichą nadzieję zjednania sobie łask. Starali się ocieplić koleżeńskie stosunki z Lekarzem, Fryzjerem, Diabłami niespotykaną dotychczas grzecznością i uczynnością. Wszystkie te starania okazują się jednak daremne i niezauważane przez nikogo ze Świty Neptuna. Status Wstrętnego Neofity czyni płonnymi nadzieje na odrobinę choć protekcji z ich strony. Zatrważające wizje okrutnych zabiegów „lekarskich” i „kosmetycznych”, jakie czekają Neofitów, czy też perspektywa degustacji „specjałów” ze stołu biesiadnego Neptuna, przyprawia ich o swędzenie skóry, odruchy wymiotne i palpitacje serca. Strach pogłębia zbiórka gipsu przez Lekarza, który jakoby szykowany jest na ewentualne złamania, które - jak wieść niesie – zdarzają się podczas chrztów bardzo często. Neofici zaczynają jeść posiłki samotnie, z dala od Diabłów, niekiedy przenoszą się nawet na polerek. Niestety, odwrotu nie ma. Chcąc wejść do grona Braci Marynarskiej i stać się jej godnym, trzeba poddać swą osobę wyszukanym zabiegom, hartującym Duszę Marynarza i przysposabiającym jego ciało do trudów morskiego żywota. Chrzest Morski, uświęcony tradycją ceremoniał marynarski, uczył i uczy świeżo przybyłych na morze respektu i pokory wobec nieokiełznanych sił przyrody i pozwala zrozumieć, jak w obliczu potęgi żywiołu marnym okruchem jest człowiek, nawet ze swym nowoczesnym, stalowym i nafaszerowanym elektroniką statkiem! Ale oto zbliża się już czas Wielkiej Próby. Opowieści, jak to bywało podczas innych chrztów, umiejętnie podwyższają napięcie i tak już sięgające zenitu. Wcześniej nadano Neofitom brzydkie imiona, które – wywieszone na korytarzach napawają czytających prawdziwym obrzydzeniem. Są tak wstrętne, że nie sposób ich tu przytoczyć. Zhańbieni w ten sposób Neofici, dostępują jednak zaszczytu stawienia się przed oblicze Świty Neptuna, w celu złożenia podań i prezentów, które powinny wyjednać zmianę brzydkiego imienia na godniejsze. Ubiegający się podpiera podanie prezentem, mającym dopomóc w przekonaniu Neptuna i jego wysłanników - Pirata, Trytona i Diabłów - o jego zasadności. Jednocześnie Czcigodne Gremium poddaje Neofitów sprawdzianowi z wiedzy ogólnej oraz znajomości marynarskiego fachu, a także bada jego uzdolnienia artystyczne. Podania bywają więc i takie jak np. było moje: - „Dostojny Rexie i Najczcigodniejsza Świto! Zwracam się do Was, a szczególnie do Ciebie Najjaśniejszy z Jasnych, Najpotężniejszy z Potężnych, Najmądrzejszy z Mądrych. Wejrzyj łaskawie swym wszystko widzącym okiem na mą nędzną kreaturę Wstrętnego Neofity. Tenże Wstrętny Neofita, najniższy ze sług Twoich, jakże jednak Ci wierny i oddany, na korabiu tym rzucony gdzieś pośród bezmiaru Twego Królestwa, ma czelność błagać Cię...O Wielki wybacz! Zechciej łaskawie z mej marnej persony, hańbiące piętno Wstrętnego Neofity zetrzeć, przychylając się do prośby o zmianę imienia mego „Gwiazdo Jebek”, szlachetnego wprawdzie – bo nadanego przez Twą Wspaniałą Świtę – na szlachetniejsze i jeszcze głośniej sławiące Twe Wielkie Imię. Dostojny Rexie, imię Orion - rycerz nieba - godnie bym nosił i dzielnie bronił Twego Królestwa. Upraszając Twej łaski o zaliczenie do Grona Braci Marynarskiej, wiedz zarazem, jak głębokim szacunkiem darzę Ciebie i Twą małżonkę Prozerpinę, czego wyrazem niech będzie ten skromny Bukiet, jaki składam za Twoim przyzwoleniem i pośrednictwem u jej stóp. Twój uniżony sługa Wstrętny Neofita „Gwiazdo Jebek”. Tak zredagowane podanie oraz wyskokowy prezent (bukiet)– buteleczka! – Bukiet, składa się u stóp Prozerpiny, gdyż serce kobiet zawsze jest łaskawsze dla marynarzy. W ten sposób delikwent zjednuje sobie Neptuna i Świtę, dostępując zaszczytu stemplowania. Wieczorem, po zachodzie słońca, Neofici zostają zebrani na pokładzie pod siatką i ochłodzeni morską wodą z węża pożarowego. Przy akompaniamencie dzwonów, gongów i statkowej syreny, ze siatki za burtą wyłania się Orszak Świty Neptuna. Idzie pokładem głównym od dziobu, pod przewodnictwem Trytona, w blaskach niesionych pochodni. A diabły, pod dowództwem Lucyfera, straszliwie wtedy wyją! One właśnie i Pirat wyciągają z pod siatki kolejnych Neofitów, rzucając ich na kolana, a potem ciągną przed oblicze Trytona. Diabły chłoszczą nieszczęśników ogonami, odbywając czasem krótką przejażdżkę na ich grzbietach. Stempel, stanowiący dowód dopuszczenia do chrztu, przystawia Pirat na czole, piersiach, plecach, no i tam, na czym zwykle się siedzi. Każdy ostemplowany Neofita otrzymuje jednocześnie zadanie do wykonania na noc. W zależności od dotychczasowego sprawowania, Neofici otrzymują polecenia o zróżnicowanym stopniu trudności. Począwszy od spania na podłodze z butem przy policzku, aż po sen na kolanach w łazience ze sraczykiem pod głową. Zlekceważenie poleceń jest uznane za brak czci należnej Świcie Neptuna. Sprawdzaniem tego wszystkiego zajmują się w nocy Diabły. Nazajutrz nadchodzi wreszcie tak „upragniony” przez Neofitów dzień. Na pokładzie, przy ryku syreny statkowej, pojawia się Neptun z Małżonką i Świtą, a także Kapitan statku. Następuje uroczyste przekazanie władzy w ręce Neptuna, po czym Kapitan w dowód uznania zostaje odznaczony Wielkim Krzyżem Morskim. Pamiętam, gdy już byłem Kapitanem, Neptun odznaczając mnie stwierdził: - Słyszałem, że załoga Cię chwali, bo się dobrze trzymasz na fali. Kapitan częstuje winem, wita Neptuna, całuje rączki Prozerpiny i zaprasza wszystkich na statek. Wysokie Gremium zasiada za honorowym stołem, a Diabły gonią Neofitów pod rozpostartą na pokładzie siatkę – czyli do Piekła- polewają ich tam morską wodą, podrzucając zgniłe jaja, żeby im „uprzyjemnić” oczekiwanie przed chrztem. Diabły kolejno wyciągają Neofitów z pod siatki, rzucają na kolana, zakładając im na szyję dwudziestokilową szaklę. Potem jadą na nich wierzchem, waląc ogonami. W ten sposób docierają do kolejnych stanowisk torturowania. Najpierw Neofitę musi przebadać Lekarz. Wyleczyć go, żeby całkowicie zdrowy mógł stanąć przed obliczem Neptuna. Lekarz z Sanitariuszem rzucają pacjenta na Madejowe Łoże, z którego sterczą śruby i kapsle po piwie. Tam wiążą go łańcuchami i rozpoczynają badanie. W jego trakcie rozpoznają u pacjenta wiele chorób i aplikują mu natychmiastową terapię. Garbusów wałkują kanciastym, obitym kapslami, wałkiem, żeby im wyrównać garba. Głuchych podłączają do rogu mgłowego, żeby im przedmuchać bębenki. Taka próba poruszyłaby przysłowiowy pień drzewa, a co dopiero człowieka. Erotomanom aplikują tabletki antykoncepcyjne, ciężko je przełknąć, bo są śmierdzące, ale jest przecież napój do popicia, też zresztą cuchnący. Płyn ten, w połączeniu z tabletką, może doprowadzić trzewia Neofity do wywrócenia na lewą stronę, co tym samym gwarantuje usunięcie źródeł zakażenia, nabytych wraz z pokarmem mniej więcej w okresie niemowlęcym. Oczywiście, nie może obejść się bez baniek, które jak wiadomo są sprawdzonym przez ludową medycynę środkiem leczniczym. Jednak w wydaniu morskim bańki różnią się nieco kształtem od lądowych. Są to po prostu gumowe przepychaczki do zlewów i kanalizacji, dodatkowo maczane w różnokolorowych farbach olejnych. Niedorozwiniętym aplikują inhalacje odświeżające mózg, zarzucając im na głowę specjalnie skonstruowany inhalator. Wielu ma choroby weneryczne i hemoroidy, więc smaruje się ich z przodu i z tyłu towotnicą. Nerwowym sanitariusz aplikuje krótkie wstrząsy elektryczne, podłączając do induktora. Dobry Lekarz rozpoznaje jak najwięcej chorób, wszystkie wyleczy, a na kurację kieruje do sanatorium. Należy dodać gwoli rzetelności, że jak przystało na Gabinet Lekarski, wszystkie zabiegi przeprowadzane są przy zastosowaniu znieczulenia. Ma ono kształt pokaźnych rozmiarów młota, którym sanitariusz uspokaja cierpiącego w ten sposób, że wali go potężnie w łeb. Wiadomo, że w sanatorium aplikuje się borowinki, więc Diabły ciągną delikwenta do beczki z borowinką i zanurzają po szyję w czarnej, cuchnącej cieczy. Płyn ten spełnia jednocześnie kilka funkcji. Usuwa oznaki reumatyzmu, dezynfekuje, oczyszcza organizm z niedawno zjedzonego obiadu i oczywiście, hartuje ogólnie Neofitę. Kiedy już odmoknie, Diabły zabierają go do Rekina. W tym siedmiometrowym worku, uszytym z brezentu, czekają go niespodzianki: ślizga się w czarnym smarze oraz jeździ na rozrzuconych śrubach i kapslach od piwa. Diabły utrudniają mu przeczołganie się przez Rekina, dosiadając go i lejąc z węży strumienie wody, kierowane z obu stron worka. Oblepionego czarną mazią i opitego morską wodą, wyciągają potem pół żywego na maszt, ażeby dotlenił się „górskim powietrzem”. Wisi tam na strażackim pasie i bywa, że Diabły o nim zapominają. Zdrowy nareszcie Neofita może już zostać skierowany do Salonu Piękności. Tam Fryzjer ma go wypięknić, aby mógł stawić się przed obliczem Neptuna. Bywa jednak, że Neofita nagle zasłabnie i Lekarz zabiera go na powtórne leczenie. W końcu całkowicie już zdrowy Neofita zasiada wygodnie w fotelu fryzjerskim, wyposażonym w sterczące śruby. Mistrz fryzjerstwa, wspierany przez pomocnika, na wszelki wypadek przywiązuje klienta do fotela, zarzucając mu na szyję deskę klozetową. Potem moczą mu nogi w specjalnym płynie do usuwania odcisków i pozostałości reumatyzmu, który gwarantuje powodzenie pedicure. Klient ma też możliwość lektury licznych haseł reklamowych Salonu Piękności. Są tu między innymi takie: - Od dziś golę na dole, Gdy się zjawisz u Fryzjera, będziesz piękny jak cholera. Klient nasz pan, dlatego Fryzjer aplikuje mu pełny zestaw zabiegów, a więc pedicure, manicure, masaż, a także fryzurę na życzenie, łącznie z punkową. Utrwalają jej kształt szampony ze zgniłych jaj. Zaś cerę poprawiają różnorakie maseczki pudrowane mąką. Przyszli kapitanowie otrzymują gratisowo cztery paski, malowane na ciele farbą olejną. Tak wypiękniony Neofita musi jeszcze zjawić się u Astrologa, gdzie należy wykazać się umiejętnością liczenia gwiazd, mając głowę wsadzoną do wiadra z wodą. Astrolog odczytuje w gwiazdach przyszłość Neofity i stawia mu Horoskop. Wysłuchawszy przepowiedni Astrologa, Neofita z dwudziestokilową szaklą na szyi, rusza na kolanach do stóp małżonki Neptuna Prozerpiny. Oddając wyrazy szacunku, całuje Wielki Palec jej stopy oraz artystycznie wykonaną niewątpliwą oznakę kobiecości. Ci z delikwentów, którzy szczególnie przypadną Prozerpinie do gustu, dostają w nagrodę do wylizania patelnię ze starym, zjełczałym tłuszczem. Wreszcie Neofita staje przed obliczem Jego Wysokości Neptuna Rexa, który zaprasza go do degustacji specjalnie przyrządzonych kanapeczek i napojów wyrywających wnętrze żołądka. Niejednemu Neoficie kanapeczka powraca. Niezbędna jest wtedy interwencja Lekarza, który chorego zabiera znowu do Gabinetu Lekarskiego. Jednakże nieprzyjęcie poczęstunku mogłoby być poczytane za obrazę Czcigodnej Świty. Zdesperowany, przełamując odruchy obronne organizmu, Neofita przełyka więc kanapkę i jednym haustem wypija zalatującego śledziem drinka. Ostatnią próbą zmaltretowanego Neofity jest wykazanie się przed Wysoką Świtą pokazanie zdolnościami artystycznymi. Musi zaśpiewać, powiedzieć wierszyk bądź zatańczyć. Wydawałoby to się proste, ale nie dla kogoś, który przeszedł tyle prób i nie widzi, gdyż oczy zalewa mu czarna maź, nie słyszy po próbie słuchu, żołądek wyrywa mu się za burtę i jest zupełnie wyprany z sił. W moim przypadku, udało mi się wydukać jakiś wierszyk i odpowiedzieć na pytania Świty. Wreszcie poczułem uderzenie Trójzębem i usłyszałem słowa Neptuna - Widząc Lico twe zmartwione, zwię Cię Bratku więc Orionem. W chwilę później żołądek dokonał samooczyszczania i w ten sposób na własne oczy ujrzałem opuszczające mój organizm szczątki Wstrętnego Neofity. Całe szczęście, było to już na osobności i umknęło uwadze Lekarza. W przeciwnym przypadku z pewnością wylądowałbym znowu w Gabinecie Tortur. Uroczystość dobiegła końca Gdy wreszcie moja małżonka dotarła do Astrologa, wyjął lupę, spojrzał w gwiazdy, po czym wiele nie dumając, ryknął Jej w ucho. Dumnie patrzysz w niebo Bądź Boginią miłości Wenus Twoje imię Ku męża radości! Radości w małżeństwie nie było przez następne trzy dni, bo moja małżonka była na mnie obrażona, za okrutne (wg niej) traktowanie. Co prawda, miała rany na kolanach po przejściu rekina i nie mogła zdrapać czarnej farby ze skóry, ale przecież nie siedziała w beczce i nie wisiała na górskim powietrzu, a kanapkę i popitkę po znajomości dostała zjadliwą. Trzeba jednak przyznać, że dzielnie z zaciśniętymi zębami przeszła wszystkie tortury. Tego samego dnia po zachodzie słońca na rufie odbywa się uroczystość wręczenia dyplomów tym wszystkim, którzy przetrwali wszelkie próby i zostali prawdziwymi Wilkami Morskimi. Przy stole biesiadnym zasiedli wszyscy jedząc, pijąc i swawoląc. Ja też tam byłem. Trochę zjadłem i wypiłem, Ważne, że się zabawiłem, Wszystko co widziałem, Szczerze Wam opowiedziałem. A żona nabrała do mnie większego szacunku i rozchmurzyła się! Dumna była, że przeszła „Chrzest” jest teraz prawdziwym marynarzem, cieszyła się podróżą jak marynarz, a szczególnie ucieszyła się wycieczką do Rio de Janeiro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz