wtorek, 19 lipca 2011

Kapitan „Rdza”

Kapitan „Rdza”
Różnych miałem Kapitanów, zanim dorobiłem się czterech pasków.
U Anglika, na przykład, byłem Pierwszym Oficerem. I ten Anglik krzyczał do mnie w samo południe:
- Chief, do diabła, kto tak stuka? Czy oni nie wiedzą, że ja śpię?
A ja na to: - Kapitan, sorry, ale trzeba zakonserwować nadbudówkę... - To niech sobie stukają na dziobie. - Ale tam już wystukane! - To, do cholery, niech stukają jeszcze raz! Jego przeciwieństwem był kapitan Niemiec, który mustrując przedstawił się załodze:
- Nazywają mnie Kapitan Rdza.
A do mnie powiedział:
- Chief, ja ten statek odrdzewię! Statek, jak na swoje dwadzieścia dwa lata, był w bardzo dobrym stanie. Filipińczycy, żeby wypracować więcej nadgodzin, stukali rdzę nawet w nocy. Kapitańskie odrdzewianie zaczęło się już następnego dnia. Zobaczyłem Starego, jak tłucze rdzę na zrębnicy lukowej przy pomocy maszyny do stukania. Praca taką maszyną jest ciężka i straszliwie hałaśliwa. Po kilku godzinach od trzymania młotków każdemu ręce drżą, jak pijakowi. A nasz Kapitan Rdza pracował bez oddechu cały dzień. Pomyślałem, że to tylko taka pokazówka, potem padnie. Ale nie! Następne dwa dni były takie same! Nie mogłem sobie pozwolić, żeby być gorszym. Wezwałem Bosmana.
Kazałem mu przygotować drugą maszynę do stukania. I zacząłem odrdzewiać z drugiej strony zrębnicy lukowej. Stary stukał osiem godzin i miał jeszcze cztery godziny wachty morskiej. Ja, żeby być lepszy, stukałem sześć godzin, ale miałem jeszcze dziesięć godzin wachty. Trwało to kilka miesięcy. W morzu pracowałem szesnaście godzin, zamiast dziesięciu. Oczywiście, za te same pieniądze. Ręce mi drżały. I cały się trząsłem od tej cholernej maszyny. Ale przecież nie mogłem być gorszy, niż Stary.
A Kapitan Rdza codziennie mierzył, ile to wystukaliśmy. Potem przeliczał na godzinę i stwierdzał: - Chief, zrobił pan dzisiaj dziesięć centymetrów więcej! Ale ja to zrobiłem lepiej! Uważałem, że było inaczej. Ale co było robić. Co tydzień ustalaliśmy wspólny plan odrdzewiania. Ale natychmiast po rozpoczęciu prac Stary przerzucał marynarzy w inne miejsca. Wówczas wpadałem do jego kabiny i pytałem:
- Kapitanie, ty jesteś pierwszym oficerem, czy ja? - Oczywiście, że ty. - To dlaczego przestawiasz mi ciągle ludzi? - Bo pomyślałem, że jeszcze można by zrobić w innych miejscach... Potem ustalaliśmy nowy plan pracy, a za kilka dni cała historia się powtarzała od początku. Pewnego razu Kapitan Rdza zawołał mnie do swojej kabiny. Pokazał płaty grubej na trzy centymetry rdzy, które leżały na stole. - Chief! Znalazłem na tym statku taką rdzę! To musi zobaczyć armator! Oczy mi wyszły na wierzch ze zdziwienia. Nigdzie nie widziałem na statku tak grubej rdzy. Potem wezwałem Bosmana i zapytałem, skąd Stary wziął taką rdzę? - Chief, on zerwał i zniszczył cały szot! Wyrwał stamtąd rdzę, która tam tkwiła od dwudziestu dwóch lat! Strasznie się zdenerwowałem. Nie dość, że Stary zdemolował całą ścianę w mesie, to jeszcze chce armatorowi wcisnąć taki kit, że wcześniej, zanim on nastał, nie odrdzewialiśmy statku dokładnie. Przyczaiłem się, przypilnowałem. Gdy tylko Stary wyszedł na chwilę ze swej kabiny, zabrałem z jego stołu te kawałki rdzy i wypieprzyłem je za burtę. Po kilkunastu minutach rozlało się po statku wycie Starego. - Chief, gdzie jest moja rdza?! Wbiegłem do jego kabiny. Ale on wył dalej. Nagle przerwał. Rąbnął pięścią w stół. I czekał na wyjaśnienie, łypiąc wściekle na mnie okiem. Udałem głupa. - Jaka rdza, panie Kapitanie? - No ta, co tu leżała na stole! - Żadnej rdzy nie widziałem - odpowiedziałem z lodowatym spokojem.
I wyszedłem z kabiny. Na tym skończyło się odrdzewianie Kapitana Rdzy.
A po kilku miesiącach armator sprzedał statek na złom.

1 komentarz:

  1. Bardzo fajne opowiadanie o pracy na morzu i o charakterach kapitanow.

    OdpowiedzUsuń