wtorek, 4 stycznia 2022

KAPELUSZE

Kapelusze W mojej Kapitańskiej Tawernie znajduje się wiele pamiątek, które zbierałem podczas 45-letniego pływania po morzach i oceanach i rzekach. Każda rzecz to osobna historia i opowieść. Zbieram ciekawe kapelusze, a mam ich 30. Opowiem o niektórych z nich. Wśród nich jest kapelusz podarowany mi przez piękną Kolumbijkę na plaży w Kartagenie, podczas uroczystości „Dni Morza”. Kapelusz specjalny na tę uroczystość, zrobiony z liści palmowych, a na wpiętej w nim gałązce leci palmowy gołąbek. W słomkowym kapeluszu chińskim chodziłem po najniebezpieczniejszych dzielnicach Tajwanu i Szanghaju. Zsuwałem go na oczy tak, że nie było widać mojej twarzy i nikt mnie nawet nie zaczepił. Kapelusz Mandżurski materiał bogato strojony kolorowymi kamieniami, jako koronę założyła mi na głowę i posadziła na tron moja chińska załoga podczas moich 65 urodzin. Gdy tak siedziałem jak „Maharadża”, podchodziło do mnie 25 Chińczyków z laurkami (jedna wisi na suficie mojej tawerny) i składało mi życzenia po chińsku. Na szocie z obu stron mojego „Tronu” wielkimi czerwonymi „chińskimi znakami” były wypisane dla mnie życzenia (jeden taki „Krzak” wisi u mnie w tawernie na suficie). Mój pierwszy oficer, który jedyny mówił po angielsku wytłumaczył mi, że te życzenia to poemat, który ma 5 tysięcy lat i znają go prawdopodobnie wszyscy Chińczycy. A brzmi on tak: 壽 比 南 山 不 老 松, 福 如 東 海 長 流 水 FU RU DONG HAI CHANG LIU SHUI SHOU BI NANG SHANG BU LAO SONG A znaczy: Szczęścia tak wiele, jak wielkie żółte morze chińskie (Dong Hai), i wszystkie do niego wpływające rzeki (nieustannie zasilające to szczęście). Długiego życia, jak długie są chińskie góry (Nang Szang) wiecznego odradzania się, jak wiecznie odradza się natura, jak wiecznie rosnąca sosna. Potem wielokrotnie sprawdzałem znajomość tego poematu w Singapurze, innych krajach, a nawet w Szczecinie i faktycznie na moje FU RU DONG HAI, z uśmiechem Chińczycy kończyli ten poemat. Jest też u mnie egipski kapelusz w kształcie ściętego stożka z bordowego filcu. Zwany, jako „Fez” i kojarzony z dostojeństwem. Nosiłem go w krajach arabskich, a w Egipcie nawet celnicy mnie szanowali i nie przeszukiwali, tytułując „Pasza”, „Pasza”. Są u mnie tradycyjne nakrycia głowy oraz ust używane przez Arabów na pustyni, w takim nakryciu chodziłem też w Turcji. Ale na pustynię mam kapelusz składany, materiał taki jak aluminiowy, odbijający promienie słoneczne, a tym samym chłodzący głowę, który z Egiptu przywiózł mi przyjaciel Andrzej Surmacki. Nie mogłoby zabraknąć oczywiście u mnie kapelusza kowbojskiego, który szczególnie nosiłem w Texasie. A raz w Houston chodziłem w nim na „Rodeo” i byłem zaproszony na „Barbecue”, w którym uczestniczyło 30 tysięcy kowboi w kowbojskich kapeluszach i strojach. Są też inne meksykańskie kapelusze, ale ten najpiękniejszy oddałem w prezencie przyjacielowi Krzysiowi Matysiakowi. W nim to zasiadałem w Vera Cruz na placu Zocalo, popijałem Tequilę i paliłem cygara! A przy moim stoliku stał jak zwykle mój znajomy meksykański gitarzysta i grał mi: Yo no soy marinero, soy capitan, soy capitan! Bamba La Bamba! Mam też cały zabytkowy zbiór dawnych żołnierskich i marynarskich rosyjskich czapek. Ale jest też hełm policjanta angielskiego „BOBBY” i wiele innych kapeluszy. Ale najdroższy jest bardzo drogi kapelusz góralski, który drogo mnie kosztował, bo kupiłem go z głowy właściciela „Zbójnickiej Karczmy” w Zakopanym. A fundowałem wtedy całej Karczmie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz