piątek, 7 stycznia 2022
RATOWNICTWO
RATOWNICTWO
Na ścianie mojej tawerny wiszą podziękowania za ratownictwa od US COAST GUARD.
Wielokrotnie uczestniczyłem w ratowaniu statków i jachtów, za co dostałem kilka osobistych podziękowania Szefa USCG, a byłem nawet nominowany, jako kapitan, do nagrody w Waszyngtonie za trzy ratownictwa tylko w jednym roku.
Niestety nagrody nie dostałem, ale sama nominacja i podziękowania były już nagrodą.
W 1980 roku na m/s Care" niedaleko Norfolku w USA, wyratowaliśmy samotną żeglarkę Judy Lawson, a jacht podnieśliśmy dźwigiem na burtę statku.
Judy brała udział w regatach samotników "Ostar 1980", ale dwa dni tuż przed metą w sztormie załamał się maszt i jacht zaczął przeciekać i tonąć.
W 1987 roku na m/s "Powstaniec Listopadowy", jako kapitan z polską załogą uratowaliśmy na Biskaju (w sztormowej pogodzie) jacht trimaran (cieknący i ze złamanym masztem), z trzema francuzami na pokładzie. Jacht zaholowaliśmy do Portugalii do małego portu, Figueira da Foz.
W 1998r na m/s "Lake Mead", jako kapitan z polską załogą wyratowaliśmy na Zatoce Meksykańskiej samotnego żeglarza Horst Scholza, a Jego pełen wody jacht ze złamanym masztem utonął tuż przy naszej burcie.
Te trzy ratownictwa opisałem w mojej książce "Życie marynarskie".
Jednak nie wszystkie moje akcje ratownicze opisałem, dlatego dopowiem kilka słów o ratownictwie.
Czasami zdarzało się, że płynąłem na pomoc, ale nie zdążyłem, bo jacht utonął lub statek pływał do góry dnem i nikogo nie znalazłem.
Kilkakrotnie na prośbę USCG zbaczałem z trasy (raz nawet, mimo że japoński czarter na to nie pozwalał i obciążał kosztami armatora za poszukiwanie tonących off hire tzw.).
Czasami asystowałem w ratownictwie, gdy helikoptery w sztormie zabierały załogi na ląd. Niestety raz na Morzu Północnym dwa statki rybackie i jacht utonęły blisko nas. Wtedy ruszyłem na ratunek i czekaliśmy na przerzucenie tonących załóg na nasz pokład. Sztorm był tak silny, że nasz statek 60-cio tysięcznik m/s „Huta Katowice”, dryfował na wieże wiertnicze i mieliśmy po 50 stopni przechyły boczne, kiedy musiałem skręcić w kierunku tonących statków. Jednak byliśmy blisko, aż okazało się, że załogi uratowały helikoptery, a nam podziękowano za asystę.
Czasami asystowałem przy płonących statkach, czekając aż ratownicy przerzucą do nas załogi.
Kiedyś na Morzu Północnym- nie dopuszczano nas blisko, do płonącego statku, bo mieliśmy ładunek węgla, ale dryfowaliśmy obok w asyście, dopóki dopóty nam nie podziękowano za asystę.
Na koniec sam, (jako kapitan) tonąłem w sztormie na m/s "Niewiadów". Dwa helikoptery latały nad statkiem, dwa statki w asyście i 20 godzin wygranej walki, za którą otrzymaliśmy pochwały w Izbie Morskiej i -„Medale Za Ofiarność i Odwagę” w ratowaniu życia i mienia.
Wielokrotnie, ( jako kapitan) pomagałem jachtom na Morzach i Oceanach, zaopatrując je w paliwo, jedzenie, papierosy, a nawet w piwo.
Jednym z nich był spotkany w Brazylii żaglowiec "Antica" z kapitanem Jerzym Wąsowiczem, którego bogato zaopatrzyłem i zabrałem na Jego prośbę, Jego załoganta do Polski.
Zdarzyło się też raz, że na środku Atlantyku usłyszałem wołanie o pomoc „Mayday” i znalazłem wołający jacht z trzema holenderskimi załogantami.
Zatrzymałem naszego rozpędzonego 38-mio tysiącznika i w UKF-ce usłyszałem:
-Captain! Nie mamy co jeść! Już dwa tygodnie jemy tylko ryby, ale ostatnio nie możemy nic nawet złapać. Uratuj nas od głodowej śmierci!
- Ok.! Damy Wam coś krzyknąłem w UKF-ę.
-Steward idź do kucharza, niech przygotuje coś dla tych wygłodniałych- zarządziłem.
Po chwili wór jedzenia transportowany był mostem linowym na jacht.
Zrobiliśmy połączenie linowe tzw. „most linowy”, bo trzeba było trzymać jacht daleko od burty, żeby na fali nie roztrzaskał się o statek.
Trzech Holendrów wyrywało z worka jedzenie i łapczywie zajadając głośno dziękowali. Faktycznie wyglądali, jakby dawno nie jedli.
Kiedy zaspokoili pierwszy głód kapitan dziękując przez UKF-kę, poprosił:
-Captain! Nie poratowałbyś nas papieroskiem? Dawno nie paliliśmy!
-OK.! Coś Wam podrzucę!- odpowiedziałem- rozumiem głód palacza.
Steward dać im tam dwa kartony Marlboro!- zarządziłem.
Patrzyłem z mostka jak chciwie zaciągają się dymem i tańcują z radości.
Ale w UKF-ce znowu zatrzeszczało.
- Captain! Do pełnego szczęścia, brakuje nam tylko piwa!- czy mógłbyś nas uszczęśliwić?!
- OK! Jak tu nie uszczęśliwiać brata żeglarza!- stwierdziłem.
Steward posłać im tam karton piwa!- zarządziłem.
Po chwili Holendrzy jedli, pili i palili tańcząc na pokładzie. Cieszyli się jak dzieci.
Ale znowu zatrzeszczała UKF-ka.
-Captain skończyło nam się też paliwko – poratujesz?
-Ok.! Damy Wam baniaczek- potwierdziłem.
Chief mechanik podrzucił baniaczek.
- Captain! Jesteśmy Wam bardzo wdzięczni! My jesteśmy dziennikarze i opiszemy w Holandii Waszą pomoc! Chcemy też zapłacić za te dary!- krzyczał kapitan jachtu.
-My dear Friends! – Proszę lepiej nie opisujcie!
Nie wiem, co by na to powiedział mój armator? A za zapłatę dziękuję! Na morzu nie handluję z żeglarzami! To jest prezent od marynarskiej braci. Żegnamy Was! Pomyślnych wiatrów! Płyńcie szczęśliwie. – dodałem żegnając ich syreną.
Bywa i tak na morzach i oceanach! To jest marynarska pomoc i solidarność!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz